Dlaczego nie chce się...

 To nie zajmuje wiele czasu, często wystarcza piętnaście minut dziennie, albo trzy razy w tygodniu przez trzydzieści minut. Takie minimum, które może nie jest maksimum, ale daje bardzo dużo.

Zawsze lubiłam jakąś formę ruchu, zmieniałam tylko dyscypliny (za dużo powiedziane) prawdopodobnie zależnie od wieku i kondycji. Były okresy kiedy z różnych powodów miałam krótkie przerwy. Ostatnia, nieco dłuższa, miała miejsce po usłyszeniu diagnozy Parkinson. A jak się tak teraz zastanawiam to było już wcześniej, kiedy z nieznanych jeszcze powodów ledwie się ruszałam. Nie będę tu wnikać w szczegóły choroby bo nie o tym chciałam dzisiaj pisać. 

Nie zawsze było aż tak źle, żeby nie móc wykonać chociażby najprostszych ćwiczeń, ale po prostu... nie chciało się. Dopiero po pewnym czasie, kiedy oswoiłam się z diagnozą, powoli zaczęłam przymierzać się do ćwiczeń. Bardzo pomocne były niektóre profile na Instagramie, na których oglądałam jak ćwiczą inni i co polecane jest w tej chorobie. Chyba najbardziej motywowali  mnie sami chorzy. Skoro oni mogą, ja też dam radę. Dawałam, albo i nie. 🙂 Jak nie dawałam, częściej pojawiały się wymówki, które trzeba było jakoś pokonać. Zdałam sobie sprawę z tego, że zdecydowanie bardziej muszę się mobilizować niż kiedyś tam w przeszłości.

Myślę, że wymówki pojawiające się w mojej głowie są podobne do tych, które pojawiają się u innych, niekoniecznie chorych. Jednak my chorzy, mamy pewną przewagę nad innymi, zdrowymi. Zdrowi mogą, jeśli zależy im na kondycji, figurze. My chorzy musimy, o czym szybko przekonałam się na własnej skórze. Skoro musimy, nasza motywacja jest większa i skuteczniejsza (teoretycznie). Nam się może nie chcieć, ale i tak musimy. 

A wymówek na pewno każdy znajdzie całą listę. Jedną z nich, taką numer jeden, jest chyba brak czasu. Mi, z racji emerytury, nie doskwiera ten brak, dlatego nie jest to żaden argument na  - dzisiaj nie ćwiczę. O tym, że nie trzeba poświęcać godzin na ćwiczenia już wspominałam. W ramach rehabilitacji a nie wielkich wyczynów sportowych, wystarczy kilkanaście minut dziennie. 




Nudne ćwiczenia - mogą takie być, jeśli nie będziemy ich zmieniać, korzystać z różnych możliwości. To jest chyba ten punkt programu, który mi najbardziej doskwiera, dlatego kilka słów więcej. 


Kiedy samodzielnie ćwiczę w domu, znacznie bardziej odczuwam potrzebę zrobienia czegoś innego. Inaczej wygląda to na przykład podczas rehabilitacji w jakimś ośrodku. Jest fizjoterapeuta, który pokazuje, koryguje, ale też rozmawia. Często są też inni pacjenci i również, jeśli to nikomu nie przeszkadza, rozmawiają. W takiej sytuacji nawet jedno ćwiczenie powtarzane setny raz nie jest nudne. 

Ponieważ większość ćwiczeń wykonuję jednak w domu, zaczęłam rozglądać się za ich urozmaiceniem. Między innymi korzystałam z ćwiczeń online. Bezpłatna wersja to mały zestaw, ale zawsze coś. Teoretycznie miała pojawić się opcja płatna, ale cały czas wisi na stronie informacja... "wkrótce". Zresztą na stronie firmy, która opracowała ten rodzaj rehabilitacji neurologicznej, kompletnie nic się nie dzieje. Osobiście wątpię w rozwój tego programu, ale mogę się mylić.

Jest jeszcze opcja w postaci konsoli z kontrolerem ruchu, ale tu się nie wypowiem bo nigdy nie miałam okazji sprawdzić jak to działa. Hmm... biorąc pod uwagę ewentualną nudę, to ma sens, bo jest jakaś gra i ruch często nawet całego ciała. Na przykład korzystając z deski (balance board) Nintendo Wii Fit., prawdopodobnie można ćwiczyć utrzymywanie równowagi. A ćwiczenia równoważne są szczególnie ważne przy chorobie Parkinsona. Czy się sprawdza, nie napiszę bo nie korzystałam. 

Brak sprzętu do ćwiczeń. Z tego co obserwuję, osoby z chorobą Parkinsona często zamieniają jeden pokój w sale ćwiczeń. Taka mała wersja siłowni. Jednak do tego potrzebne są fundusze i tu może pojawiać się kontrargument, nie mam kasy na bieżnię, rower, worek bokserski itp. No cóż, trzeba coś pokombinować, wykazać się kreatywnością i zrobić we własnym zakresie. 

Złe samopoczucie to niestety dość często nie tyle wymówka od ćwiczeń, co stan faktyczny, trudny do pokonania. Czy zmuszać się do ćwiczeń w takiej sytuacji? Odpowiedzi jednej nie ma, sami musimy to wyczuć. Można na przykład pokusić się o lżejsze ćwiczenia. Zamiast robić maraton z kijkami, wybrać się na spokojny spacer po parku. eNie ukrywam, że niejednokrotnie zniechęciło mnie do aktywności fizycznej właśnie bardzo złe samopoczucie. Potrzebowałam trochę czasu, aby się  przekonać, zaakceptować, doświadczyć na własnej skórze fakt, że to nie od ćwiczeń gorzej się czuję a wręcz przeciwnie, one pomagają mi poczuć się lepiej. To niby taka oczywista oczywistość, ale w życiu różnie to wygląda. Jeśli zaczniesz robić coś na siłę, możesz szybko się zniechęcić. Warto zaczynać ćwiczenia w formie zabawy i nie wiem, być może mylę się, ale odnoszę wrażenie, że u nas podchodzi się do takiej rehabilitacji... hmm, zbyt poważnie? Rehabilitacja, pozbawiona dobrej zabawy, może zniechęcać do ćwiczeń starsze osoby. Silver nie zawsze oczekuje, że w ostatnich latach swojego życia będzie niczym Spider-Man skakać i chodzić po ścianach, ale na śmiech zawsze jest dobra pora i właściwy wiek. Raczej nikt nie odmawia takiej formy terapii. 


A może jednak spróbować na tych ścianach? 

Deni

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Neuroart w 6 krokach

24 proste wzory Zentangle

3 zakładki do książki - do pobrania